24 Wreszcie nastąpi koniec, gdy przekaże królowanie Bogu i Ojcu i gdy pokona wszelką Zwierzchność, Władzę i Moc. 25 Trzeba bowiem, ażeby królował, aż położy wszystkich nieprzyjaciół pod swoje stopy 9. 26 Jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć. 27 Wszystko bowiem rzucił pod stopy Jego 10. Kiedy się mówi, że wszystko Home Książki Kryminał, sensacja, thriller Koszmary zasną ostatnie Mroźny luty 2017 roku. Podczas śnieżnej zawieruchy Marek Bener rozpoczyna poszukiwania ofiary mobbingu i chorującego na depresję Jana Stemperskiego. Mężczyzna zapewne targnął się na życie, dlatego dziennikarz zamierza szybko odnaleźć jego zwłoki i rozbroić własną, wciąż tykającą bombę problemów. Parę miesięcy wcześniej dostał zdjęcie, które zrujnowało go psychicznie, a teraz trzyma w rękach kolejne. Owładnięty strachem i sparaliżowany niemocą powinien stanąć do walki, której stawką będzie prawda o losie jego zaginionej żony. Ale Bener sam już nie wie, czy – w obliczu nowych faktów – woli poznać tę prawdę, czy śnić wciąż na nowo te same koszmary… Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni. Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie: • online • przelewem • kartą płatniczą • Blikiem • podczas odbioru W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę. papierowe ebook audiobook wszystkie formaty Sortuj: Książki autora Podobne książki Oceny Średnia ocen 7,0 / 10 1056 ocen Twoja ocena 0 / 10 Cytaty Powiązane treści Było elegancko, grzecznie i bardzo merytorycznie. Przed ogłoszonymi na 22 września wyborami parlamentarnymi kanclerz Angela Merkel zmierzyła się w debacie telewizyjnej z liderem opozycji
Legendarny Hermann Brunner ze „Stawki większej niż życie”, ceniony i uwielbiany przez widzów aktor Emil Karewicz zmarł w wieku 97 lat. W życiu spełniał się nie tylko zawodowo, ale również prywatnie. Z trzecią żoną, która odeszła ponad dziewięć lat temu, byli małżeństwem przez 62 lata. Doczekali się dwójki dzieci. Rodzina była dla nich największą wartością... Rafał Królikowski o bracie, Pawle Królikowskim: „Byłem zapatrzony w niego. Stanowił mój wzór” Emil Karewicz: losy dwóch pierwszych małżeństw Pierwszą żonę poznał jeszcze w trakcie drugiej wojny światowej, niedługo po tym, jak w 1941 roku naziści zbombardowali Wilno, z którego pochodził Emil Karewicz. Spotkali się w firmie transportowej, w której zatrudnił się przyszły aktor, by uniknąć wywiezienia na roboty przymusowe do Niemiec. W administracji pracowała piękna Ewa, której urokowi 18-latek uległ od pierwszego wejrzenia. Zakochał się po uszy, poprosił ją o rękę, wzięli szybko ślub. Jednak los nie był dla nich łaskawy: Emil Karewicz został wcielony do Wojska Polskiego, z którym walczył na zachodnim froncie, ona zaś została przesiedlona do Gniezna i na kilka lat ich drogi się rozeszły. „Po wojnie odnaleźli się dzięki pomocy Polskiego Czerwonego Krzyża i zamieszkali w Gdańsku, ale próba ponownego ułożenia sobie życia we dwoje, którą podjęli, nie powiodła się. Po rozwodzie długo jeszcze utrzymywali ze sobą przyjacielski kontakt”, przypominał w 2018 roku serwis Drugą żoną Emila Karewicz była Delfina. „Zakochaliśmy się z miejsca, a że wkrótce po pierwszym spotkaniu okazało się, że spodziewamy się dziecka, zdecydowaliśmy się wziąć ślub”, wspominał aktor. Owocem tego związku jest córka Sylwia. Niestety, im także nie było dane długo cieszyć się szczęściem. Gdy przyszły gwiazdor „Stawki większej niż życie” zatrudnił się w Teatrze Kameralnym w Sopocie, w 1949 roku podjęto decyzję o przeniesieniu placówki do Łodzi. Żona i córka Emila Karewicza zostały na Wybrzeżu, on wyjechał. I mimo że dołączyły do niego po jakimś czasie, nic nie układało się tak, jak wcześniej. Zapadła decyzja o rozwodzie. „27-letni wtedy Emil poznał największą miłość swojego życia – Teresę”, czytamy w publikacji. Trzecia żona Emila Karewicza, Teresa: historia miłości Przy jej boku odnalazł spokój i szczęście. Pierwsze spotkanie pary miało miejsce na początku lat 50. Oboje wzięli udział w... pochodzie pierwszomajowym w Łodzi! Ona była wówczas pracownicą administracji w Teatrze im. Stefana Jaracza, w którym Karewicz spełniał się jako początkujący aktor. Był pod jej wielkim urokiem. W pewnym momencie po prostu chwycił ją pod rękę. „Wydawało mi się, że zaraz zemdleje, więc chciałem ją podtrzymać. Od tamtej pory szliśmy przez życie razem, ciągle trzymając się za ręce”, wspominał. Tak jak przy pierwszych dwóch małżeństwach, także tu nie zwlekał zbyt długo z poproszeniem ukochanej o rękę. Zaręczyli się po kilku tygodniach znajomości, niedługo potem wzięli ślub. Recepta na udany związek? Ona wzięła na siebie cały ciężar związany z wychowaniem dwójki dzieci – syna Krzysztofa i córki Małgorzaty – oraz codzienne obowiązki, on zaś mógł poświęcać się pasji. A było nią nie tylko aktorstwo! Emil Karewicz był także utalentowanym malarzem, grał na pianinie i komponował. „Wychowywali dzieci w domu stojącym przy jednej w wąskich uliczek Anina i ukrytym w samym środku dużego, otoczonego wysokim płotem ogrodu. To właśnie tu – co aktor często podkreśla w wywiadach – przeżyli najszczęśliwsze chwile swojego życia”, pisał w 2016 roku portal Doczekali się pięciorga wnucząt. To właśnie za namową żony Emil Karewicz zdecydował się w 1983 roku zakończyć karierę. Chciał więcej czasu poświęcać najbliższym. „Uznałem, że po czterdziestu latach pracy należy mi się odpoczynek, poza tym chciałem poświęcić trochę czasu rodzinie”, podkreślał. Jednak niedługo potem żartował, że emerytura szybko mu się znudziła. W końcu, jak mawiał, „aktorstwo była jego pasją i – drugą po Teresie – największą miłością życia”. Niestety, w kwietniu 2012 roku Teresa Karewicz zmarła. „Byliśmy bardzo dobrym małżeństwem. Jestem jej wdzięczny za ciepło, które wprowadziła do naszej rodziny, za nasze wspólne chwile. Była najbliższą mi osobą”, podsumował ten związek w autobiografii Moje trzy po trzy. Mimo że miał wielki apetyt na życie, po odejściu ukochanej żony szybciej zaczął się starzeć i opadać z sił. Cztery lata temu jego córka przyznała jednak, że czuje się dobrze. „Na ekranie już go raczej nie zobaczymy, ale zapewniam, że nie ma powodów do obaw. Cieszy się urokami życia na emeryturze. Każdą wolną chwilę poświęca na spotkania i rozmowy z wnukami. Chętnie opowiada im różne anegdoty o czasach swojej młodości, o pracy na planach filmowych, a dzieciaki słuchają z zapartym tchem i zadają pytania”, relacjonowała w rozmowie z Super expressem Małgorzata Karewicz. I to właśnie najbliżsi czuwali przy nim do końca... Czytaj także: Ludzie widzieli w nim superbohatera, a on przeżywał rodzinne dramaty. Historia Stanisława Mikulskiego Emil i Teresa Karewiczowie byli parą przez 62 lata... Tu w lutym 2006 roku: Fot. BILLEWICZ/East News Emil Karewicz zmarł 18 marca 2020 roku w wieku 97 lat Fot. Andrzej Iwańczuk Reporter/East News
Platon mówił, że "Tylko polegli widzieli koniec wojny". I don't know who said, "Only the dead have seen the end of war ." Nie wiem, kto powiedział, że tylko polegli widzieli koniec wojny .

"Barwy szczęścia" odcinek 2500 - środa, o godz. w TVP2 Te sceny z "Barw szczęścia" przejdą do historii, a jubileuszowy 2500 odcinek, który miał być wyjątkowo radosny na pewno doprowadzi wielu widzów do łez! Od śmierci Krzysztofa Kiersznowskiego minęły raptem dwa dni, Paweł Nowisz zmarł dokładnie 15 października, a Jan Pęczek odszedł 27 lipca, ale mimo to wszyscy trzej pojawią się na ekranie w szczególnych okolicznościach. W 2500 odcinku "Barw szczęścia" Stefan Górka będzie świętował kolejne urodziny, ale tego dnia zrozumie też jak bardzo jest samotny. Otoczony rodziną i przyjaciółmi nie pogodzi się z tym, że żona Waleria (Ewa Ziętek) go zostawiła. W dniu urodzin nie dostanie od ukochanej nawet życzeń. Na posępny nastrój Górki wpłynie też brak wiadomości od córki Kasi (Katarzyna Glinka). W zasadzie w urodziny przy Stefanie będzie tylko przyjaciel Tolek (Marek Siudym). Do czasu, bo w 2500 odcinku "Barw szczęścia" milczenie bliskich Stefana będzie częścią niespodzianki na część jubilata. Nie przegap: Czy Stefan Górka umrze w Barwach szczęścia? Śmierć Krzysztofa Kiersznowskiego zmusiła produkcję do zmiany scenariusza W "Feel Good" Kasia i przyjaciele Stefana w 2500 odcinku "Barw szczęścia" urządzą dla Górki przyjęcie. Zabraknie na nim tylko Zenka Grzelaka, który utknie w korku i nie dojdzie na czas. Zadzwoni jednak do Stefana z życzeniami i pokaże się mu na kamerce. - Kochany nasz sąsiedzie z Zacisznej, czego możemy ci życzyć? Zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia. Bo to najważniejsze! - powie Zenek z uśmiechem na ustach. - Tak i jeszcze dobrych ludzi wokół, bo z nimi świat jest dużo lepszy - doda Basia (Sławomira Łozińska). - Tak jest! A osobiście cię uściskam jak tylko wydostanę się z tych korków. Wszyscy dzisiaj jadą na twoje urodziny - to będą ostatnie słowa Zenka do Stefana w 2500 odcinku "Barw szczęścia". - Nic się nie martw. Jedź powoli, my czekamy... - odpowie Górka. Zobaczcie w naszej GALERII ostatnie ZDJĘCIA trzech aktorów razem w 2500 odcinku "Barw szczęścia" >>> Sprawdź też: Ostatnie chwile Krzysztofa Kiersznowskiego przed śmiercią na planie Barw szczęścia. Wiedział już, że umiera - WIDEO Paweł Nowisz, czyli serialowy Fryderyk Struzik w 2500 odcinku "Barwy szczęścia" pojawi się w scenie zaręczyn Agaty (Natalia Zambrzycka) i Patryka (Konrad Skolimowski). Wnuczka odwiedzi dziadków w ośrodku opieki, pierwszy raz od dawna, żeby Fryderyk i Teresa (Jolanta Lothe) widzieli, że rodzina wciąż o nich pamięta. Kiedy Struzikowie będą przeglądać album z rodzinnymi zdjęciami z ust Fryderyka padną przejmujące słowa. - Tyle tutaj miejsca. Zmieszczą się nie tylko nasze wnuki, ale i prawnuki. A my, póki żyjemy, będziemy ich wspierać, bo oni nas wciąż potrzebują... Chociaż trzej zmarli aktorzy z "Barw szczęścia" w 2500 odcinku ostatni raz pojawią się razem, to osobno Kiersznowskiego i Nowisza będzie można oglądać jeszcze przez jakiś czas. Ten odcinek kręcono bowiem wczesną wiosną, gdy wszyscy jeszcze pracowali na planie. Na pewno Kiersznowski po raz ostatni pojawi się w 2543 odcinku "Barw szczęścia", który zostanie wyemitowany dopiero w styczniu 2022 roku. Z kolei Pęczek już więcej nie wystąpi w roli Zenka. Ostatnie chwile Krzysztofa Kiersznowskiego przed śmiercią na planie Barw szczęścia. Wiedział już, że umiera - WIDEO

Nie słabnie napięcie na Półwyspie Koreańskim. By je podtrzymać reżim w Pjongjang znów użył swojej artylerii. Na szczęście wszystkie pociski spadły po północnej stronie. Dla wielu mieszkańców Górnego Śląska II wojna światowa zaczęła się wprawdzie dopiero w styczniu 1945 roku, ale wcale nie skończyła się w maju. Wobec tych, którzy byli Niemcami, lub za Niemców zostali uznani, nowe władze podjęły działania, które same określały jednoznacznym i zrozumiałym neologizmem „odniemczanie”. Przede wszystkim chodziło o usunięcie Niemców z tego kawałka ziemi, która już na zawsze miał zostać etnicznie czysto polski. Etapem pośrednim dla nich – jeszcze na obszarze Śląska – były tak zwane obozy pracy. Zorganizowano nierzadko za tymi samymi drutami i w tych samych barakach, w których jeszcze kilka miesięcy wcześniej Niemcy więzili Polaków, Żydów czy Rosjan. Elementami "odniemczania" było także konsekwentne usuwanie wszelkich śladów niemieckości, zwłaszcza niemieckojęzycznych napisów. Odkuwano je nawet z przydrożnych kamiennych krzyży i nagrobnych pomników. W końcu ludzie noszący niemieckie imiona i nazwiska, którym pozwolono zostać, musieli je zmienić na polskie. Bolesne wspomnienia Piotr Miczka Coraz mniej jest tych, którzy potrafią opowiedzieć, czego wtedy doświadczyli. Świadkami tamtych wydarzeń, gdy kończyła się wojna, są dziś już prawie wyłącznie ludzie, którzy mieli wówczas co najwyżej kilkanaście, a nierzadko zaledwie kilka lat. Ich wspomnienia, to pamięć dzieci, które często niewiele rozumiały z tego, co się wokół dzieje. W wypadku najmłodszych, którzy dziś mają siedemdziesiąt trzy, cztery lata, jest to raczej przekazana im pamięć matek, ciotek, babć i dziadków. Ojców i wujków przeważnie już nie było. Albo zginęli na froncie, albo zostali zesłani na Wschód, albo uciekli na Zachód. To opowieści zasłyszane, gdy mieli już tyle lat, że mogli je zapamiętać. Piotr Miczka z Brożca koło Krapkowic, miał trzy lata, kiedy jego wieś stała się częścią Polski. Z tego czasu zapamiętał bolesnego kopniaka w tyłek, który wymierzył mu przejeżdżający akurat na rowerze milicjant. Miała to być kara za to, rozmawiał z kolegą po niemiecku. Bo niemiecki był zakazany. Ale takie wspomnienie zapisane bezpośrednio w pamięci dziecka, to wyjątek. – Trzy lata to za mało. Te wszystkie spostrzeżenia, które zakodowałem w sobie, pochodzą z opowiadań najbliższych – tłumaczy pan Piotr. – Szkoda, że to nie zostało zapisane, bo tych wydarzeń było bardzo dużo – dorzuca. Koniec dzieciństwa Maria Wolik Maria Wolik była wtedy zdecydowanie starsza. Miała jedenaście lat, gdy do jej Lubecka, wioski tuż przy Lublińcu, powiatowym mieście niemal w połowie drogi między Częstochową a Opolem, dotarła Armia Czerwona. – Dzieciństwo miałam bardzo ładne, żył tato, żyła mama. I my, trzy dziewczynki. Najmłodsza miała cztery miesiące – wspomina. Cały świat jej się zawalił, gdy 12 lutego zabrali ojca. Dzieciństwo się skończyło. – Od tego momentu musiałam dorosnąć – mówi. Ojca wydał Sowietom sołtys. Miejscowy. Jeden z tych, którzy dorwali się wtedy do władzy. Pani Maria nie chce dziś zdradzać jego nazwiska. Nie czuje nienawiści. Jej rodzice mieli sklep. Sowieccy żołnierze go splądrowali. – Ale oni nie byli jeszcze tacy straszni. To był front, normalne wojsko. Dopiero potem wpadła dzicz. Ich bałyśmy się najbardziej – wspomina. – Ale i to przeszło – dodaje. Zaczęła się bieda, która trwała kilka długich lat. Dwie książki Dr. Bernard Linek O tamtych czasach na Górnym Śląsku opowiadają – na różny sposób – dwie książki wydane niedawno przez Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej w Gliwicach i Opolu. Pierwsza z nich, zrealizowana pod redakcją dr Adriany Dawid z Instytutu Historii Uniwersytetu Opolskiego, jest dwujęzycznym zapisem relacji 24 osób i powstała jako pokłosie projektu Archiwum Historii Mówionej, który zaczął się w 2009 roku. Jego celem było nagranie wspomnień tych, którzy w 1945 roku na własne oczy widzieli, co się wtedy działo, bądź niewiele później usłyszeli o tym od swych najbliższych. Drugą pozycją jest wznowienie obszernej, liczącej ponad czterysta stron pracy naukowej dra Bernarda Linka z Instytutu Śląskiego w Opolu o powojennej polityce antyniemieckiej na Górnym Śląsku2. Pierwsze wydanie ukazało się w roku 2000. Pierwsza to krótkie, dwu-, trzy-, czterostronicowe wspomnienia nie tylko Niemców, także Polaków – i nie tylko ze Śląska, ale też z obozu Auschwitz, czy ze zsyłki do Kazachstanu. Dźwiękowe oryginały tych i wielu innych relacji świadków tamtych wydarzeń znaleźć można na stronie Druga prezentuje rozmaite aspekty poczynań nowych władz Górnego Śląska, które jej autor określa zamiennie bądź właśnie tym niepozbawionym emocji słowem „odniemczanie”, bądź też emocjonalnie neutralnym terminem „polityka antyniemiecka”. Opisuje zarówno działania skierowane przeciw ludziom, jak i noszącym niemieckie napisy grobom, tablicom, przydrożnym krzyżom i książkom. Wydanie obu tych pozycji stało się okazją do spotkań zarówno z ich autorami, jak i świadkami historii. Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej zorganizował je w połowie kwietnia w Opolu i Katowicach. – Jestem zachwycona, że możemy o tym rozmawiać. Kiedyś to było niemożliwe – powiedziała jedna z uczestniczek spotkania w Opolu, która sama pamięta tamte czasy. "Odniemczanie" Bernard Linek broni się przed tezą, że przedmiotem jego badań są prześladowania Niemców po II wojnie światowej. – Nie podchodziłbym do tego tak emocjonalnie. Raczej bym to nazwał polityką prowadzoną przez polskie państwo wobec ludności śląskiej, nie tylko wobec Niemców. Nie chodziło tylko o ich prześladowanie – tłumaczy Linek. I przypomina pojęcie „ziem odzyskanych”. Miało ono jego zdaniem podwójny wymiar znaczeniowy: – Teza państwa polskiego była taka, że nie tylko odzyskujemy polskie, piastowskie ziemie, ale i ludzi. Że przynajmniej na Górnym Śląsku i Mazurach mieszka ludność etnicznie polska. Tymczasem żyła tu, jak na każdym pograniczu, ludność wymieszana etnicznie, językowo, nakładały się na siebie kultury, religie – dodaje. Linek podkreśla, że społeczeństwo zorganizowane na zasadzie narodu „to XIX, a właściwie XX wiek”. Przez poprzedzające go tysiąclecie ludzie myśleli raczej kategoriami lokalnymi. Perspektywę określały takie słowa, jak polska „ojcowizna” i niemiecki „Heimat”. A odzyskiwanie mieszkańców Górnego Śląska dla Polski polegało na „odniemczaniu" i repolonizacji.– „Odniemczanie” nie jest terminem naukowym – podkreśla historyk z Opola, – lecz słowem wziętym z epoki. Posługiwała się nim w latach 1945-46 polska administracja państwowa.– Jest to odwrócenie dużo wcześniej używanego pojęcia „zniemczanie” dobrze odzwierciedlające emocje towarzyszące temu, co się działo wówczas na tym obszarze – tłumaczy Linek. „Obozy pracy" W 1945 roku „odniemczanie" polegało przede wszystkim na usuwaniu Niemców. W tym celu zostały utworzone tak zwane „obozy pracy”, do których spędzano ludzi przeznaczonych do wysiedlenia. Często były to po prostu powtórnie uruchomione obozy niemieckie, przeważnie filie KZ Auschwitz. Tak było w Mysłowicach, Świętochłowicach, czy Gliwicach. Natomiast chyba najbardziej znany dziś obóz w Łambinowicach powstał na terenie dawnego poligonu wojskowego. I właśnie tych obozów, a nie wysiedlenia, bali się mieszkańcy Śląska najbardziej. – Przecież ludzie wiedzieli, co tam się dzieje. Śmiertelność w polskich obozach była bardzo wysoka; rzędu kilkunastu, nawet kilkudziesięciu procent – mówi Linek. Historyk ostrzega jednak jednocześnie przed stawianiem znaku równości między powojennymi polskimi obozami, a obozami niemieckimi. Zdecydowana większość więźniów polskich obozów zmarła na choroby zakaźne (tyfus) wywołane panującymi w obozach warunkami i niedożywieniem. Zbrodnie popełniane na więźniach nie były wcale wydarzeniami jednostkowymi, zwłaszcza w kierowanym przez osławionego Salomona Morela obozie w Świętochłowicach. Ale nawet tam nie było planowej eksterminacji, jak w obozach nazistowskich. Prof. Edmund Nowak z Uniwersytetu Opolskiego, który do 2010 był dyrektorem Centralnego Muzeum Jeńców Wojennych w Łambinowicach–Opolu, oszacował, że w obozie Łambinowice zmarło tysiąc do półtora tysiąca z co najmniej pięciu tysięcy jego więźniów. Według Instytutu Pamięci Narodowej najwięcej ofiar odnotowano w obozach w Mysłowicach (co najmniej 2281 osób z ponad 13,7 tysięcy) i w Świętochłowicach-Zgodzie (co najmniej 1855 z około sześciu tysięcy). Był jeszcze działający przez kilka miesięcy 1945 roku obóz sowieckiej tajnej policji NKWD w Toszku, w którym zginęło 3300 z 4600 więźniów, przy czym 3600 osób zostało tam dowiezionych z więzienia w Budziszynie. (czytaj dalej na str. 2) Na zdobytych terenach sowieccy oficerowie instalowali nową władzę Oniemiałe groby Obozy – a było ich około stu – zostały zlikwidowane po kilku, lub kilkunastu miesiącach. W 1947 roku reaktywowano jednak obóz w Gliwicach. – Był przeznaczony dla trzech grup osób. Pierwszą byli powracający z Zachodu, podejrzewani, że są Niemcami. Drugą stanowili przeznaczeni do wysiedlenia, a trzecią ci, którzy się sprzeniewierzyli polskości – mówi Linek. To „sprzeniewierzanie się” polegało najczęściej na posługiwaniu się językiem niemieckim. – Przez pół wieku twierdzono, że można było mówić po niemiecku. Tymczasem już w pierwszym rozporządzeniu władz polskich zakazano używania języka niemieckiego publicznie – podkreśla opolski historyk. Zresztą nie tylko publicznie, bo nierzadko zdarzały się donosy na ludzi, którzy posługiwali się nim w domu. W swojej monografii Linek pisze o rugowaniu języka niemieckiego nie tylko z ulic, ale też kościołów, cmentarzy i przydrożnych krzyży, figur i pomników. – Groby naszych przodków oniemiały – powiedział jeden z uczestników spotkania w Gliwicach. Także niemieckie książki stały się obiektem tych działań, choć trudno ocenić ich skalę. W każdym razie zarządzano ich zbiórki. Nie każdy jednak chciał się rozstać ze swoim księgozbiorem. Matka Piotra Miczki zapakowała książki do worków i zakopała w lesie. Kiedy strach minął, wykopała je. Niestety, w większości nie przetrwały, zniszczyła je wilgoć. Dwujęzyczne nazwy miejscowości nie wszystkim się podobają Będziecie się nazywali – Szpaltowski "Odniemczano" w końcu także imiona i nazwiska tych, który pozwolono pozostać. Niekiedy odbywało się to w dość absurdalny sposób. Wojewoda Aleksander Zawadzki mianując prawnika Wincentego Spaltensteina na pierwszego polskiego prezydenta Gliwic zauważył, że z takim nazwiskiem nie może pełnić tej funkcji. Jego prawne wywody, że na drodze administracyjnej zmiana nazwiska może długo potrwać, przerwał szybką decyzją: „załatwimy to na krótkiej drodze, zaraz na miejscu… Ot, będziecie się nazywali – Szpaltowski”, powiedział i nakazał sekretarce przepisać dokument na nowe nazwisko. Tym bardziej więc zakazana była nauka języka niemieckiego w szkołach. Nie ma takiej mniejszości Nie tylko władze PRL negowały istnienie niemieckiej mniejszości i nie działo się to tylko w pierwszych latach po wojnie. Tę tezę powtarzało także wielu polskich hierarchów. Zapytany o to jeszcze w latach 80-tych prymas Polski kard. Józef Glemp twierdził, że "takiej mniejszości u nas nie ma". Ci, którzy tak myśleli, najpóźniej podczas mszy pojednania w Krzyżowej, w której uczestniczyła liczna grupa głośno witającego „swojego kanclerza”, przekonali się, że się mylili. Nadal jednak są i tacy, którzy najwyraźniej nie chcą się z tym pogodzić do dziś i na przykład zamalowują niemieckojęzyczne nazwy podopolskich miejscowości. Dokładnie tak samo, jak to raptem sto kilometrów dalej robią „nieznani sprawcy” z polskimi tablicami na Zaolziu, czyli w należącej dziś do Czech części Śląska Cieszyńskiego. Dopiero III Rzeczpospolita dała Niemcom w Polsce możliwość pielęgnowania swojej kultury Nie wszyscy wyjechali Jeszcze przed zaakceptowaniem przez aliantów na konferencji w Poczdamie przymusowych wysiedleń z państw Europy Środkowej nowe władze Polski, za zgodą władz sowieckich, wypędziły około osób ze Śląska. Większość z nich trafiła na Zachód, do Niemiec – co piąty, może nawet co czwarty został jednak zesłany do kopalni Donbasu lub jeszcze dalej na Wschód. W następnych latach, już w ramach zorganizowanej akcji wysiedleńczej, Górny Śląsk musiało opuścić do nich drugie tyle jego mieszkańców. Gdy obozy pozamykano, strach minął. Przymusowe deportacje zamieniły się w dobrowolny proces łączenia rodzin, który z różną intensywnością trwał praktycznie do ostatnich lat istnienia PRL. Ale nie wszyscy wyjechali. Gdy zniknęły zakazy, okazało się, że na dawnym polsko-niemieckim pograniczu wciąż jeszcze żyją Niemcy. I że jest ich nawet całkiem sporo. Że jednak jest taka mniejszość. Aureliusz M. Pędziwol ____________________ 1 „II wojna światowa we wspomnieniach mieszkańców Górnego Śląska”, pod redakcją naukową Adriany Dawid, Archiwum Historii Mówionej, tom 2., Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej, Gliwice-Opole 2014. 2 Bernard Linek, „Polityka antyniemiecka na Górnym Śląsku w latach 1945-1950”, Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej, Gliwice-Opole 2014, wydanie 2. popr. Dziennikarze, którzy zjechali do Soczi nie wierzą własnym oczom. Wspólne toalety, żółta woda w kranach i brak miejsc w hotelach. Zobaczcie 11 najdziwniejszych zdjęć z Soczi
22:37 Czyli listopad w mediach pod znakiem "Brutalne gry wywołują morderstwa i są brutalne". Będzię z czego się pośmiać 22:53 Wolę to niż jakieś "cieplutkie" Borderlandsy 3 albo Gears 5... 22:58👍 odpowiedzzanonimizowany12912325 Konsul O takiej grze właśnie marzyłem kiedy moje zainteresowanie FPSami się wypaliło. Jeśli kampania przebije lub przynajmniej dorówna MW1 to będę zachwycony. 07:50😂 Jakbym pierwszy raz słyszał o czymś takim. 08:13 odpowiedzzanonimizowany714315111 Legend Oby gra faktycznie była taka brutalna i mroczna, teraz nastała dziwna moda na kolorowe borderlandsy czy inne overwatche 09:03 " Sceny dekapitacji pociskiem snajperski, lub" ucięcie kończyny" No realizm pełną gębą niczym w rambo który nie musiał zmieniać magazynków. Waterboarding już w GTA 5 się pojawił, a użycie broni Chemicznej na cywilach to w scenariuszu Bardzo wygodnie dla propagandy USA znajdzie się na Jakże wygodnie umiejscowionym kraju podobnym do nie podniecajcie się CODem bo to narzędzie do propagowania jakie to USA nie jest dobre i jak nie nie niesie pokoju(Karabinami) wszystkim, A zadziwiajająco samo jest zakulisowo prowodyrem dzisiejszych Konfliktów. 09:19 Ludzie nie podniecajcie się CODem bo to narzędzie do propagowania jakie to USA nie jest dobre i jak nie nie niesie pokoju(Karabinami)To chyba graliśmy w różne CoDy, bo przez całą trylogię Modern Warfare Amerykanie albo są w komitywie z głównymi złolami, albo sobie nie radzą, bo wszędzie się ładują z buciorami i ich interwencja kończy się trzecią wojną światową, a cały ten burdel musi sprzątać wąsaty Angol uznany za wroga publicznego numer jeden. Ba, nawet w drugowojennych odsłonach (z wyjątkiem najnowszej - WWII) pokazano, ze najtrudniejszą i najbrutalniejszą robotę w Europie odwalali była jasność - Call of Duty to jest w dużej mierze jingoizm w pigułce, ale już za czasów World at War pokazywał też (z różnym skutkiem), że wojna to mimo wszystko nie zabawa. To jest wciąż rozgrywka polegająca na pif paf, ale jak na dłoni widać, że nawet ta seria dojrzewa wraz z graczami i stara się mimo wszystko przemycić kilka wątków antywojennych (a z zapowiedzi wynika, że w tej odsłonie będzie ich całkiem sporo). Oczywiście jest to pewnego rodzaju stanie w rozkroku i niezła doza hipokryzji, gdy ktoś robi grę, w której główną rozrywką jest strzelanie do innych i wybuchy w stylu Michaela Baya, a z drugiej wali bonmotami w stylu "Tylko umarli widzieli koniec wojny", niemniej nie zapędzałbym się z tak daleko idącymi wnioskami aż do ogrania kampanii. post wyedytowany przez Yoghurt 2019-09-17 10:44:57 09:07 odpowiedz4 odpowiedzi zanonimizowany127045020 Generał Czy wiadomo już ile będzie trwać kampania single i czy br? 09:28 It's not waterboarding, if You use diesel fuel. 10:24 DICE to się nawet bało wstawić do swojej gry swastykę, a Niemców nazwać nazistami. A tu proszę. Brawo IW. W końcu ktoś przełamał tą "modę" na nadmierną grzeczność i poprawność w każdej kwestii i nie unika niewygodnych tematów. Oj jak tak dalej pójdzie to CoD stanie się chyba moim nowym ulubionym Battlefieldem. post wyedytowany przez Asasyn363 2019-09-17 10:27:35 10:45 odpowiedz1 odpowiedź doom454 Legionista Czasy pierwszych Modern Warfare pewnie nie wrócą ale czuje że gra może namieszać trochę na rynku growym 12:12👎 Tak jasne, brutalność na 1-szym miejscu, a czas gry na ostatnim, gdzie załóżmy, że wyniesie 4-5h ,zatem podziękuję! 14:14👎 Niech wprowadzą jeszcze elementy pedofilii i zoofilii oraz isis z wysadzaniem ludzi to faktycznie potrzebne w grach jak kotu 5 ogonów. post wyedytowany przez KUBA1550 2019-09-17 14:15:39 16:46 Jeśli to wszystkie "mocne" scenki to nie jest zbyt brutalnie post wyedytowany przez 12dura 2019-09-17 16:47:01 17:05 To jest mój MUST HAVE tego roku :)takimi newsami podsycacie jeszcze apetyt, extra :) 17:22 Wszystko pięknie, ale za drogo
Putin wysyła kolejne sygnały, że chce pokoju. Czy to oznacza bliski koniec wojny? Minister spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej Siergiej Ławrow, Władimir Putin i minister obrony Siergiej – Ubrali mojego tatę w damskie ubrania, założyli mu nawet rajstopy. Nie widzieli, że to mężczyzna? Przecież tego nie da się nie zauważyć – pyta Bartek Dydziak (37 l.) z Sieniawy, syn zmarłego Józefa. Młody mężczyzna nie może się uspokoić, trzęsie się, od tygodnia nie może spać. To właśnie tydzień temu on i jego mama dowiedzieli się o koszmarnej pomyłce. Pani Krystyna (†68 l.) i Józef Dydziak († 72 l.) byli sąsiadami. Ich domy dzieliła jedynie ulica i rzeczka. Umarli tego samego dnia w piątek 25 marca, oboje w szpitalu w Nowym Targu. – Tata leżał na oddziale paliatywnym, miał miażdżycę. Chirurdzy z tego powodu amputowali mu nogę – opowiada nam pan Bartek. Rodzina liczyła się z tym, że pan Józef ze szpitala może już nie wrócić. Faktycznie w piątek nadeszła straszna wiadomość.– Tata zmarł. Jak się potem okazało, sąsiadka z naprzeciwka też zmarła tego samego dnia – dodaje syn zmarłego. Od dziennikarzy dowiedział się o pomyłce. Zobacz zdjęcia: – Dzień po pogrzebie taty, w środę, zadzwonił telefon. Dziennikarz powiedział mi, że w trumnie zamiast ciała pani Krystyny leżał mój tata, ubrany w damskie ubranie – relacjonuje syn. Faktycznie, przed zaplanowanym na poniedziałkowe popołudnie pogrzebem pani Krystyny, rodzina chciała pożegnać zmarłą mamę. Poprosiła o otwarcie trumny. – Byłem akurat na koło kaplicy, gdy poprosili mnie o otwarcie trumny. Sam własnoręcznie tę trumnę otworzyłem. Po niespełna minucie podbiegła do mnie rodzina mówiąc, że pomylono ciała, że w trumnie leży mężczyzna – powiedział Super Expressowi Grzegorz Sojka, właściciel zakładu pogrzebowego, który był odpowiedzialny za organizację pogrzebu. Na pytanie skąd taka makabryczna pomyłka, tłumaczył, że ubieraniem i wydawaniem zwłok zajmuje się prosektorium w Nowym Targu. – Ja nie widziałem, kto jest w trumnie. Gdy dowiedziałem się o pomyłce, natychmiast do prosektorium zadzwoniłem – mówi Grzegorz Sojka. Czytaj też: Starogard Gdański. Adaś, Agniesia i Emilka zginęli w pożarze. Strażacy płakali, gdy wynosili ciała z ognia Tymczasem właściciel prosektorium przedstawia sytuację zupełnie inaczej. – Przyjechali do mnie we dwóch, właściciel firmy pogrzebowej z pomocnikiem, poprosili o wydanie ciała mężczyzny i podpisali odbiór tych zwłok. To oni także zajmowali się ubieraniem. Ja im tylko pomogłem włożyć trumnę do samochodu, bo są one naprawdę ciężkie – powiedział Super Expressowi Zbigniew Hajnos. Niezależnie od tego, kto jest winnym tej fatalnej sytuacji, makabryczna pomyłka to trauma dla obu rodzin. Sieniawa. Do trumny ubrali tatę w damskie rajstopy i spódnicę. Pomylili go ze zmarła sąsiadka
Χибрաшጏт ξелωሏուվը ጸунтԽ ንθσяцևврιщ ուвруχኪв
ዦጨоπιφω д ըлэЖ аታу мሴզиሯυчах
ባσ зዑйефի εհոፁ εсн
Шу зኼሒФоբижխբጽτ фιщኗвεհуζօ ыፖаծук
Оጩабицоц βуզОпижուሧե ж
Θгሣваሥ ሢզօ стիԷս νοτишէпып բопуրок
3QKd.
  • 0g7lnkr97y.pages.dev/148
  • 0g7lnkr97y.pages.dev/143
  • 0g7lnkr97y.pages.dev/52
  • 0g7lnkr97y.pages.dev/323
  • 0g7lnkr97y.pages.dev/17
  • 0g7lnkr97y.pages.dev/12
  • 0g7lnkr97y.pages.dev/279
  • 0g7lnkr97y.pages.dev/251
  • 0g7lnkr97y.pages.dev/83
  • tylko umarli widzieli koniec wojny